Po konsultacjach z Wędzarniczą Bracią wędzarnia przeszłą szereg modyfikacji. Najpierw jednak zrobiłem to co i tak zrobić miałem czyli dorobiłem nogi.
Następnie zdemontowałem komin i zamiast tego do daszku zamocowałem zawiasy. Teraz cały dach jest uchylny.
Regulacja otwarcia aktualnie odbywa się za pomocą klocka o różnych bokach. W zależności od jego położenia dach jest bardziej lub mniej otwarty :) Proste a jakże funkcjonalne. Dorobiłem też uchwyty ułatwiające przenoszenie wędzarni. Choć nie ma tego na zdjęciach to dorobiłem tez deflektor nad wylotem rury kominowej w komorze wędzarni.
Po peklowaniu mięsiwa ociekały na kijkach zamontowanych w lodówce przez całą noc.
Rano wywiesiłem na dworze na suszenie i przystąpiłem do rozpalania wędzarni.
Zgodnie z naukami pozyskanymi na forum zasypałem kozę klockami dębu (bo żar postanowiłem zrobić suchym dębem którego mam pod dostatkiem) i rozpaliłem. Po około 30 minutach wędzarnia uzyskała 40 stopni a koza była pełna żaru. Dymienie ustało więc włożyłem mięska do pudła uchyliłem dach i zostawiłem do obsuszania.
Po około 30 minutach niestety żar zaczął się kończyć i temperatura delikatnie spadać. Nie mając innego pomysłu dorzuciłem jeszcze kawałek dębu w nadziei że mięsko już dostatecznie suche i się nie osmali. Na szczęście wszystko było OK i około 20 minut później wrzuciłem dwa małe kawałki czereśni i rozpocząłem zadymianie.
Dwie godziny później mięsko wyglądało jak powyżej a po kolejnej godzince wyjąłem i sparzyłem. po skażeniu powiesiłem do przestygnięcia na dworze a potem przewiesiłem do lodówki.
No i choć wszystko tym razem wygląda zdecydowanie lepiej, to jednak zastosowana zalewa według tabeli dziadka (chyba że coś po pieprzyłem muszę jeszcze przeliczyć raz) okazała się zdecydowanie za słona. Zarówno boczek jak i polędwica jest słona jak cholera. Baleron na szczęście z racji swoich gabarytów wchłonął trochę niej ale tez jest za słony. Muszę chyba wypracować własne proporcje.
Ostatnim razem baleronik lepiej smakował niż wyglądał, teraz lepiej wygląda niż smakuje, niemniej jest nadal zjadliwy :)
Kurze udka moczyły się w innej zalewie (bez peklosoli) i mniej słonej no i oczywiście krócej więc też wyszły całkiem zacnie.
Wczoraj kroiłem wędlinki i popełniłem takie zdjątko :D